Filmowa seria Mad Max została oparta o koncept powojennego świata pozbawionego zapasów paliwa. Ludzie są w nim gotowi zabić za kanister benzyny. Po premierze czwartego filmu z serii powraca pytanie, czy ta wizja pozostaje jedynie w sferze fikcji.
Większość filmów, których akcja toczy się w szeroko pojętej przyszłości, nie pochyla się nad zagadnieniem konsumpcji paliw. Ludzie (bądź inne istoty) zazwyczaj bez ograniczeń latają prywatnymi statkami kosmicznymi lub na pokładzie gigantycznej stacji orbitującej wokół ziemi; ba – odbywają podróże międzyplanetarne, a nawet międzygwiezdne i przy tym w zasadzie nie poruszają problemu paliwa. Energia niezbędna do tego rodzaju podróży wydaje się zawsze niewyczerpana, tania i w gruncie rzeczy nieistotna. „Mad Max” był pierwszym filmem, który wyłamał się z tego schematu, więcej – paliwo, a konkretnie jego brak, uczynił głównym tematem. Po wyniszczającej świat wojnie skończyły się zapasy ropy, co doprowadziło do upadku społeczeństwa. Między ocalałymi toczy się brutalna walka o pozostałe paliwo – morderstwa i gwałty są na porządku dziennymi. Wszak nikt nie chce rezygnować z poruszania się swoimi pojazdami, nawet jeśli miałby to przypłacić życiem. Fantazja? Okazuje się, że nie.
Jak narodził się Mad Max?
Reżyser George Miller i scenarzysta James McCausland na pomysł fabuły wpadli w 1973 roku. Wówczas kraje OPEC w reakcji na wspieranie przez Amerykanów Izraela nałożyły na Stany Zjednoczone i kraje sojusznicze embargo w dostawach paliwa.
Żeby zrozumieć konsekwencje tego kroku, należy cofnąć się jeszcze bardziej w czasie. Niemal do końca lat 60. wysokość opłat za wydobycie ropy na Bliskim Wschodzie dyktowały koncerny naftowe, głównie amerykańskie i brytyjskie. Kraje posiadające złoża paliw nie były dość silne i zorganizowane, aby przejąć inicjatywę i narzucić własną politykę cenową. Nawet powołanie w 1960 Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC), której członkowie dostarczali 86 proc. ropy sprzedawanej na światowych rynkach, nie zmieniło obrazu sytuacji. W efekcie baryłka ropy kosztowała jedynie ok. 2,8 dol. Europie i Ameryce bardziej opłacało się sprowadzać ropę niż samodzielnie ją wydobywać, co doprowadziło do silnego uzależnienia od bliskowschodnich dostaw.
Paliwowa sielanka gwałtownie się skończyła, kiedy kraje OPEC zakręciły kurek z ropą. W USA i wielu krajach sojuszniczych w tym Australii zapasy paliw szybko zaczęły się kurczyć a ceny poszybowały w górę. Bezpieczeństwo energetyczne wielu krajów stanęło pod znakiem zapytania.
Paliwo albo życie
Nie tyle te wydarzenia, dziś nazywane kryzysem naftowym zainspirowały twórców „Mad Maxa”, co reakcja społeczeństwa. „Brak paliwa ujawnił okrucieństwo, z jakim Australijczycy bronili swojego prawa do napełnienia zbiornika. Do stacji benzynowych ustawiały się długie kolejki po benzynę i każdy kto próbował je ominąć spotykał się z surową przemocą. George i ja napisaliśmy scenariusz oparty na tezie, że ludzie zrobią niemal wszystko, żeby poruszać się swoimi pojazdami i założeniu, że rządy zaczną inwestować w infrastrukturę dla wytwarzania alternatywnych źródeł energii, jak już będzie za późno” – napisał scenarzysta James McCausland w australijskim The Courier Mail w 2006 roku w artykule „Zlekceważone ostrzeżenia naukowców”.
W latach 1973-1974 nie tylko Australia doświadczała aktów przemocy w wyniku kryzysu naftowego. Do szczególnie gwałtownych zajść dochodziło w Stanach Zjednoczonych, czyli kraju, którego komunikacja jest w zdecydowanej mierze oparta na transporcie prywatnym. W każdym domu są średnio dwa samochody, które dziennie pokonują znaczne odległości – do pracy, szkoły czy sklepu. Niedostatki paliwa i jego rosnące ceny powodowały olbrzymie problemy z komunikacją, a na ulicach wyczuwalne było rosnące napięcie. Zachowania ludzi w czasie kryzysu okazały się dużo bardziej nieprzewidywalne niż można się było spodziewać. Powszechny – szczególnie w dużych miastach i na przedmieściach – stał się proceder kradzieży paliwa z zaparkowanych i niepilnowanych samochodów. Na tym tle dochodziło do licznych aktów przemocy. Jednym z symboli tamtych wydarzeń jest zdjęcie mężczyzny i jego syna, który trzyma tabliczkę z napisem informującym, że są gotowi zastrzelić każdego, kto spróbuje ukraść ich paliwo.
„Mad Max”: Zlekceważone ostrzeżenie
W tamtym czasie na łamach amerykańskich gazet coraz częściej pojawiały się informacje o rannych, a nawet zabitych przy próbie spuszczenia benzyny. W Los Angeles i Chicago w salonach samochodowych zabrakło urządzeń chroniących przed kradzieżami. Najbardziej narażeni na ataki byli właściciele stacji benzynowych. W 1974 roku New York Times po kilku miesiącach ograniczonych dostaw donosił o zabójstwie właściciela stacji benzynowej przez poirytowanego klienta. Wielu innych padało ofiarą napaści, a w najłagodniejszych przypadkach było słownie znieważanych.
Do czego mogłoby dojść gdyby kryzys naftowy się przedłużył? „Mad Max” jest swego rodzaju dywagacją na ten temat, a do tego wciąż aktualną. Wszak po zażegnaniu każdego jednorazowego kryzysu paliwowego rządy poszczególnych krajów odkładają rozwiązanie kwestii energetycznych na później. Przerzucenie się z ropy na gaz ziemny nie rozwiązuje przecież problemu – wciąż jest to paliwo, które w końcu kiedyś się wyczerpie.
Dziś nasze uzależnienie od paliw tylko wzrasta. Przy braku realnych alternatyw, każdy kolejny globalny konflikt niebezpiecznie przybliża filmową wizję do rzeczywistości.